Podczas kiedy przewodnik nasz opowiadał mi o Żółtym domu, myślą uleciałem nad pewne znane wam dobrze miasto i spojrzałem na jego zakłady dobroczynne. Widziałem pewien gmach z napisem łacińskim, widziałem komitety, sessye; byłem na posiedzeniu, słyszałem prośby o głos: przywoływania do porządku; słyszałem mowy i zwroty krasomówcze. Figury retoryczne brzęczały mi koło uszu jak muchy; jakiś głos wołał: „Bóg nam powierzył fundusze Towarzystwa, Jemu tylko zdamy z nich rachunki.“ Inny zaś wołał: „Nie potrzebujemy tłómaczyć się opinii, albowiem napisano jest: „niech nie wié lewica, co daje prawica.“ Inny: „Dobroczynność nie jest cnotą, jeśli jest jawną.“ Słowem widziałem parlament, nie mogłem tylko dostrzedz, co robi się z funduszami miłosierdzia; słyszałem zgiełk, hałas; obok grano na skrzypcach; obok tańczono w filantropijny sposób; daléj sprzedawano w bazarach, umizgano się w celach miłosierdzia do pięknych kobiét; uszczęśliwiano się w celach miłosierdzia w buduarach. Roztańcowane i spocone miasto śpiewało na nutę z Pięknéj Heleny: „Jam — jest — gród litościwy, gród litościwy, gród litościwy — jam miłosierdzia wzór,“ ale pieśń tę tuż obok głuszyły liczne jak piasek w morzu głosy. Ochrypłe te głosy wołały: „Łaskawi i miłosierni panowie, choć grosik na chléb, choć kopiejeczkę na sznapsika!“
Ale oto jakiś inny zakład miłosierny uderzył moje zdziwione oczy. Dewizą jego: „sięgnij bratku do saka.“ Co u licha! widzę jakby jakieś przedstawienie teatralne: mnóstwo gazu, koronek, aksamitu, lornetek, pudru, francuzczyzny. Zdaje się, że wszystkie dobre uczynki tak co do ciała, jak i co do duszy, wyprawiły
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/059
Ta strona została uwierzytelniona.