Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/063

Ta strona została uwierzytelniona.

wzmianek o wątrobach. Pociąg ruszył, i po chwili Londyn wraz ze swojém morzem świateł, zniknął nam z oczu. Powietrze tylko nad miastem było rdzawe i czerwone, jak łuna pożaru.
Noc robiła się ciemna, tak, że przez okna wagonu nie mogłem nic dojrzeć. Czasem tylko na ciemném tle nieba rysowały się jeszcze ciemniejsze sylwety kominów. Czasem pociąg wpadł między wielkie zakłady, w których topią żelazo. Olbrzymie ogniska pieców, jaskrawe płomienie, czarne postacie ludzkie na tle ognistém, huk młotów, zgrzyt i wycie piłowanego żelaza, tumany dymu: wszystko to stanowiło jakby obraz rzeczywistego piekła. Potém znów ogarniała nas ciemność i czysta wilgotna nocna atmosfera: czasem po huczeniu maszyny można było poznać, że przelatujemy tunele. Towarzystwo w wagonie poczęło się rozsypiać, jak to się zwykle dzieje wśród nocy. Przy drżącém świetle lamp widać było twarze zaspane i zmęczone. Czasem krótka rozmowa przerwała ogólne milczenie. Siedzący obok mnie otyły gentleman, kiwając się przez sen, uderzył głową w moje ramię, a mruknąwszy: „I beg your pardon!“ uderzył natychmiast po raz drugi. Zdjęta dla wygody para trzewiczków młodéj i przystojnéj miss, wysunęła się z pod ławki i podskakując wraz z ruchami wagonu, wpadła pod nogi jakiegoś długiego i kościstego jegomości, prawdopodobnie pastora, albo kwakra, który nazajutrz rano, ujrzawszy tę rzecz tak świecką, odsuwał ją ze zgrozą z pomocą laski ku śpiącéj właścicielce, mówiąc zapewne w duchu: „vade retro.“
Tymczasem zaczęło szarzeć. Brzask robił się na wschodzie: domki farmerskie, drzewa, albo czasem wieże