wkrótce podąża druga i trzecia, po nich mężczyzni; pokład staje się coraz pustszy; nakoniec na pobojowisku zostaje tylko kilka osób trwalszéj natury, między któremi liczę się ja, mój towarzysz, jakiś doktór z rudemi faworytami i młoda para amerykańska: mąż podobny do Otella, żona do anioła.
Zabieramy ze sobą znajomość. Na szczęście i doktor i młoda para umieją po francuzku. Oczywiście rozmawiamy tylko o morzu i przypadłościach żeglugi. Po niejakiéj chwili Otello pyta mnie:
— Pan dużo podróżował po morzu?
— Jadę pierwszy raz, ale dotąd nic mi nie jest. A pan?
— O! ja znam się z morzem, i moja żona także.
— Ależ zaczyna się kołysać nie na żarty.
— To mnie mało obchodzi — odpowiada Otello, po niejakiéj chwili zaś dodaje:
— Myślę jednak, że musiałem zjeść coś niezdrowego.
— Istotnie uważam, że pan pobladł.
— O! ale to przejdzie. Tu na pokładzie najlepiéj: ani myślę schodzić na dół.
— Noc będziem mieli piękną?
— Bardzo piękną: niezawodnie zjadłem coś niezdrowego.
— Świeże powietrze pana wyleczy.
— Jednakże...
Tu Otello składa tak niezbite dowody, że musiał zjeść coś niezdrowego, iż nie pozostaje mu nic, jak tylko zejść na dół i położyć się w łóżko. Na pokładzie zostaje nas troje. Poczynam jednak czuć zawrót głowy, ale zapalam cygaro, które przynosi mi ulgę. Doktór
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/072
Ta strona została uwierzytelniona.