Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/083

Ta strona została uwierzytelniona.

sprofanowane, i woła o kufer z dna okrętu; gdy mu zaś oświadczają, że kufra wydobyć niepodobna, przepowiada za rok koniec świata i ubiera się w swoje dawniejsze.
Oczywiście w anegdocie téj nie ma niezawodnie i słowa prawdy, ale opowiadają ją wszyscy. Pogoda i spokojne morze, dziwnie wpływają na wesoły humor pasażerów. Spostrzegam mnóstwo osób, których nie widziałem dotąd wcale. Ubiory kobiét są staranniejsze niż kiedykolwiek. Po lunchu i czarnéj kawie następuje przechadzka na pokładzie; znajomi robią się łatwo. Małe ploteczki krążą z ust do ust. Chwilami zdaje mi się, że jestem gdzieś na wodach zagranicznych; gdyby zaś nie język angielski, i gdyby nie brak podziału na arystokracyą i demokracyą, sądziłbym, że się przechadzam na szczawnickim deptaku lub pod ciechocińskiemi tężniami.
Ale podziału na arystokracyą i demokracyą nie ma, towarzystwo bowiem jest przeważnie amerykańskie. Jakkolwiek towarzystwo to składa się z ludzi, którzy podróżowali po Europie, zatém bogatszych i ogładzonych, ogłada ich jednak nietylko nie wyrównywa europejskiéj, ale nie odpowiada nader skromnym wymaganiom. Do stołu niektórzy z tych panów siadają w czapkach; pewien dżentleman siedzący naprzeciw konsulowéj francuzkiéj z San-Francisko, codziennie pod koniec obiadu zdejmuje buty, oświadczając z całą dobrą wiarą, że tak mu jest wygodniéj i namawiając innych, aby poszli w jego ślady. Po obiedzie niektórzy z pasażerów zajmują się czytaniem pism illustrowanych i czytają je nigdy inaczéj, jak z nogami pozakładanemi na stół. Amerykanie w ogóle przedstawiają się szorstko, nawet twarze ich o rysach grubych, pospolitych i gminnych, zdradzają odrazu brak tego poloru i wykwintności, która uprzy-