Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/086

Ta strona została uwierzytelniona.

żeby nie widziéć że to Alan. — Dziwię się jak można za Alana brać Someryę! — Zakład! — Zakład!“ Powstają więc i zakłady. Wytrzeszczam oczy, ale oprócz dwóch słupów dymu nie widzę nic więcéj. Nasz statek wywiesza dwie chorągwie: jednę flagę angielską, drugą: Whitestar, to jest białą gwiazdę na czerwoném polu. Dwa słupy dymu zbliżają się coraz bardziéj, wreszcie dostrzegam potężny biało malowany parowiec, wspinający się dzielnie na grzbiety fal, i znaczący swą drogę srebrnym zapienionym szlakiem. Po chwili jednak statek przechodzi, zmniejsza się: oto wydaje się już jak łódka i wreszcie rozpływa się w sinéj dali.
W nocy z niedzieli na poniedziałek mieliśmy znów burzę, lubo nikt o niéj nie wiedział, wszyscy bowiem spaliśmy doskonale, ani domyślając się, że braknie trzy ćwierci do śmierci. Wicher przygnał z północy dwie góry lodowate, które wziąwszy statek między siebie, płynęły jak dwa piekielne psy, tuż koło niego, grożąc mu każdéj chwili zgnieceniem na miazgę. Kapitan kazał pospuszczać żagle, zgasić ogień w maszynie, i zdał statek na wolę fal i wiatru. To jedno ocaliło nam życie, bo od téj chwili statek miotany temi samemi co i lodowe góry falami, nie zbliżał się już do nich. Świtaniem dopiero, gdy ucichło trochę morze, puścił się całą siłą pary, i potwory piekielne zostawił w tyle.
— Co to było? Co to było? — pytano nazajutrz rano na okręcie.
— To była śmierć — odpowiadał kapitan Kennedy, głaszcząc ręką podobną do wielkiéj warząchwi szpakowaty podbródek.
Niektóre damy chciały mdleć, jak gdyby miały ochotę wynagrodzić sobie dobrą sposobność, która już