do wskazówek i objaśnień, z jaką spotyka się np. we Francyi. Mieszkaniec Nowego-Yorku wiecznie się spieszy, i zapytany np. o drogę, odpowiada najczęściéj bez namysłu: O! i domt know (o! nie wiem), nie dlatego, żeby istotnie nie wiedział, ale że nie chce mu się namyślać i odpowiadać. Grzeczność francuzka jest tu rzeczą zgoła nie znaną, jeżeli zaś nawet trafi się cudzoziemcowi spotkać z pewną uprzejmością, jest ona tak szorstką, tak jakoś niesmaczną, tak pełną gburowatéj poufałości, że mimowoli chce się odpowiedziéć, jak ów szlachcic z pod Radomska: „plus de confidence que de znajomance!“ Powszechnie jednak o cudzoziemca nikt się tu nie troszczy. Powody tego można nawet łatwo zrozumieć. Paryż i inne miasta europejskie przyzwyczajone są do podróżników bogatych, podróżujących dla własnéj przyjemności i należących najwięcéj do najwyższych klass społecznych. W Ameryce jest co innego. Niezmiernie liczną klassę podróżnych stanowią emigranci biédni, częstokroć z bardzo ciemną przeszłością, sami nakoniec pozbawieni ogłady, i dopytujący się o wszystko celem dopytania się do amerykańskich kieszeni. Z tego powodu rodowity amerykanin patrzy na przyjezdnych z pewną nieufnością, a z drugiéj strony, jeżeli przyjezdny wypadkiem nie jest emigrantem, a jest człowiekiem zamożnym i urodzonym, albo bardzo urodzonym, wówczas patrzy z wysokości swych europejskich pojęć i swego europejskiego znaczenia na owe szorstkie demokratyczne dzieci Ameryki. Wszystko to nie może dodatnio wpływać na uprzejmość w obustronnych stosunkach i opiniach. Jeżeli teraz dodamy jeszcze istotną wrodzoną gburowatość amerykanów,
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/113
Ta strona została uwierzytelniona.