Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.

piły kawę lub herbatę na małych stoliczkach stojących między kanapkami; dżentlemenowie w surdutach i bez surdutów wchodzili lub wychodzili z małéj ubieralni męzkiéj, umieszczonéj w końcu wagonu; konduktor siedział pod oknem z rękami w kieszeniach i z zaspanemi oczyma, męczony przez głośną czkawkę, i rzucał niezadowolone spojrzenia na obecnych, jakby dziwiąc się, że nikt nie poczuwa się do obowiązku powinszowania mu tak szczęśliwéj ulgi, jaką jest czkawka w sprawach trawienia; ja zaś poszedłem do okna, aby zobaczyć, jak téż wygląda Ameryka po dniu, przy świetle słoneczném.
Pociąg szedł teraz drogą otwartą i nizką na płaszczyznie, któréj krańce zamykały lasy drzew bezlistnych. Okolica była ludna. Po obu stronach widać było farmy z pięknemi domkami w stylu szwajcarskim, krajobraz zresztą dość podobny do polskiego. Gospodarstwa, o ile tę rzecz można ocenić w zimie, ani mogą się porównać z niemieckiemi, belgijskiemi lub francuzkiemi. Liche zabudowania gospodarskie, brak porządnych płotów zupełny, brak rowów: wszystko to przypomina zapadłe strony Podlasia lub Pińszczyznę. Ziemia znać bardzo urodzajna, ale téż dlatego może niedość starannie uprawna, smutno przedstawia się oku przywykłemu do pysznéj kultury w zachodniéj Europie. Wszędzie tu widać jakby jakiś pośpiech w zakładaniu gospodarstw, znać że nie miały jeszcze czasu ustalić się i przyozdobić. Miejscami, jakkolwiek jechaliśmy ciągle Stanem New-York, najludniejszym i najlepiéj zagospodarowanym ze wszystkich, domki farmerskie samotnie stojące wśród rubieży leśnych, widocznie świeżo co były wyszły z pod siekiery. Na-