mora amerykańska, na drugiéj angielska; ponieważ zaś wielki wodospad ze strony amerykańskiéj jest nieprzystępny, trzeba więc przejechać w posiadłości królowéj Wiktoryi. Jadąc już przez most, można widzieć całą szerokość obydwóch wodospadów, jednakże, bądźto z powodu mglistego i dżdżystego czasu, bądźto z powodu siły z jaką woda rozbryzguje się spadając z takiéj wysokości, widziałem tylko jakby olbrzymią chmurę mgły, wznoszącą się z przepaści ku niebu. Ale straszliwy huk wydobywający się z poza téj mgły, zwiastował doskonale co się dzieje poza jéj białawą zasłoną.
Przejechawszy most, stanęliśmy wreszcie przed szeregiem domów stojących na wysokim niezmiernie brzegu, tuż koło wodospadu. Wtedy mogłem mu się dobrze przypatrzéć. Rzeczywiście, widok to, na wspomnienie którego mdleje i zwija skrzydła wyobraźnia, a pióro wypada z ręki. Olbrzymia massa wód jeziora Erie, spływając potężną gardzielą ku Ontario, traci nagle grunt pod sobą i spada w dwóch miejscach w otchłań. Na pierwszy rzut oka zdaje się, że ziemia nie wytrzyma tego ciężaru i uderzenia wód rozszalałych i dzikich, które same wydają się być przerażone. Jest w tém wszystkiém jakieś przedpotopowe barbarzyństwo, jakaś niepojęta siła, a zarazem i okropność, niespotykana nigdzie, bijąca w oczy jakby straszliwym gwałtem zadawanym naturze. Mimowoli przychodzi ci na myśl, że stało się tu coś okropnego, że to jakiś kataklizm natury, i nie możesz oswoić się z myślą, że ten kataklizm nie kończy i nie skończy się nigdy. Niebo tu pochmurne i poszarpane. Gnane wichrem obłoki zbiegają się i rozbiegają jak stada dzikich koni. Naokoło czarne, ponure skały, połupane w demoniczne
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/142
Ta strona została uwierzytelniona.