Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.

kszych i mniejszych jezior, rzek, strumieni, nadzwyczajna obfitość wód; słowem, wszędzie widać, że jestto jedno wielkie pojeziorze, ponad którém przed wielu laty szumiały fale. Lasy wszędzie dość wielkie. Blizkość wielkich zbiorów wody działa widocznie ocieplająco na klimat, bo śniegu nie widzieliśmy prawie nigdzie, drzewa po lasach wypuszczały pędy wiosenne, a trawa zieleniała się na nizkich łąkach. Od czasu do czasu zapuszczałem wzrok w głąb kraju, ciekawy czy nie ujrzę gdzie czerwonoskórnych, których liczne pokolenia żyły niedawno jeszcze koło jeziora, a jedno z nich zostawiło w nazwie Huron, wieczną po sobie pamiątkę, ale znikły nawet ich ślady. Niema ich nietylko w Michigan, ale w sąsiedniém Ohaio (Ohio), Indyanie i Illinois. Indyanin, dzik, niedźwiedź, kujota i jaguar, ustępują coraz daléj i daléj na zachód przed białemi, lub giną w rozpaczliwéj z nimi walce.
We dwadzieścia cztery godzin po wyjeździe z Detroit, przybyliśmy wreszcie do Chicago. Ogromne to miasto leży na południowo-zachodnim brzegu jeziora Michigan, i stanowi port dla wszystkich statków krążących między Kanadą a Stanami Zjednoczonemi. Przed kilku zaledwie laty zostało prawie zupełnie zniszczone przez pożar, odbudowywa się jednak na nowo z niepojętą szybkością. Wszelako tu i owdzie widać jeszcze ślady pożogi. Gdy przyjechaliśmy, zapadł wieczór; mimo to natychmiast wyszedłem z hotelu na ulicę. Po rozczarowaniu, jakiego doznałem w New-Yorku, po brudach i nieładzie osławionego Empire City, Chicago robi wrażenie i przyjemne i majestatyczne. Miasto imponuje. Ulice nadzwyczaj szerokie, domy wszędzie ogromne, poważne, budowane i urządzone z przepy-