po największéj części z Wisconsin, albo z dorzeczy „Wielkiego ojca“ wód, po brzegach których, życie jest jeszcze dzikie i stepowe. Znać téż po nich to życie: piją dużo i biją się o lada co; namiętności ich niepohamowane wybuchają za lada powodem; ale zresztą są to ludzie uczciwi i sprawiedliwi, lubo sprawiedliwość ich w stosowaniu prawa innych, na okrucieństwo czasem zakrawa.
Jowa jednak należy już do Stanów ucywilizowanych, a Wielki Zachód właściwie rozpoczyna się dopiero za Missouri, od dość dużego miasta Omaha, przez które także przechodzi koléj dwóch Oceanów. Nie chcąc jednak uprzedzać geografii w opowiadaniu, wracam do Clinton. Po półgodzinnym przestanku pociąg wyrusza daléj. Droga idzie teraz krajem zupełnie bezleśnym i podnosi się ciągle, zbliżamy się bowiem do olbrzymiego płaskowzgórza obejmującego cały środek Stanów Zjednoczonych, a stanowiącego stepy, czyli tak zwane tu pererye. Po obu stronach drogi mkną jeszcze farmy, ale już rzadsze niż w Illinois. Miejscami, przy świetle księżyca widzę pola obsiane kukurydzą, któréj wysokie łodygi czarne, zwiędłe i smutne, sterczą jeszcze od przeszłego lata. W miarę jak pędzimy na Zachód, kraj staje się coraz pustszy. Jowa, lubo przecięta już kolejami na wszystkie strony, stanowi niby przedsionek téj olbrzymiéj pustyni, obejmującéj przestrzeń od Missouri aż do Sierra Nevada. Kraj równy wszędzie, płaski, miejscami tylko powyginany w lekkie doliny i wzgórza. Drzewa nigdzie ani śladu. Oko gubi się w oddaleniu, nie znalazłszy przedmiotu, na którymby mogło spocząć.
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.