Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/157

Ta strona została uwierzytelniona.

Krańce cywilizacyi znać nawet i po towarzystwie, jakie zapełnia wagony. Zamiast starannie przybranych, mniéj więcéj eleganckich gentlemanów, pociąg napełnia się jakiemiś brodatemi i wąsatemi postaciami, w podartém odzieniu, z brudnemi węzełkami rzeczy przy sobie i z rewolwerami za pasem. Rozmowa wre głośna i burzliwa; czasem słychać klątwy; kłęby dymu unoszą się pod sklepieniem wagonów; drzwi trzaskają otwierane i zamykane silnemi rękami; w rozmowach słychać często powtarzające się nazwiska Sioux i Pawnis, które to nazwy oznaczają Indyan zamieszkujących Nebraskę i Dakota.
Sądziłem, że im daléj na Zachód, tém pociąg będzie stawał się pustszy, tymczasem ze zdziwieniem spostrzegam prawdziwe tłumy, osób czekające na każdéj stacyi. W wagonach, w końcu, zrobiło się tak ciasno, iż nikt nie mógł się poruszyć. Po europejsku rzeczy biorąc, było to towarzystwo jak najgorsze. Zawsze owi brodacze z rewolwerami sterczącemi w tylnéj kieszeni, ale o twarzach coraz dzikszych. Tłum ten i w ogóle cały ów ruch wydał mi się czémś niezwyczajném; dlatego usłyszawszy tuż obok mojéj ławki pasażera mówiącego po francuzku pytałem coby to znaczyło. Odpowiedział mi, że wszyscy ci ludzie ciągną do Omaha, a ztamtąd przez Sioux City do Czarnych gór, gdzie świeżo odkryto kopalnię złota. Byli to więc minerowie, albo raczéj awanturnicy wszelkich stanów, którzy porzucili inne zajęcie dla spodziewanych bajecznych zysków w górach. Pasażer francuz mówił mi, że mnóstwo takich partyi już się udało ku Black Hills, a codzień nadciągają jeszcze nowe. Nie brak w nich nawet kobiet z dziećmi przy pier-