i więcéj nie wrócił. Nelly pozostała sama, bez opieki i środków ratunku wśród awanturników najgorszego gatunku. Szczęściem w blizkości obozu, co wieczór błyszczało ognisko traperów, to jest stepowych strzelców, którzy całe życie włóczą się po preryach, polując i walcząc z indyanami. Otóż pewnéj nocy przy ogniesku traperów zabłysła blada twarzyczka Nelly.
— Jestem sama, biedna i zmęczona — rzekła im. — Kochałam, ale czerwonoskórzy porwali mi tego, któregom kochała. Udaję się do was. Przyjmijcie mnie, bom samotna i ratujcie bom nieszczęśliwa!
Półdzikie serca starych traperów poruszyły się litością. Nietylko przyjęli biedną Nelly, ale pokochali ją jak córkę i strzegli jak źrenicy w oku. Zaraz nazajutrz ruszyli na poszukiwanie zaginionego oblubieńca i znaleźli go w wigwamach Siouxów, schorzałego, zbitego, bliższego śmierci niż życia, a bliższego śmierci témbardziéj, że pal męczarni dla niego stał już przed wigwamem wodza gotowy. Traperowie nocą przyczołgnęli się aż tuż do namiotów i podniosłszy okrzyk wojenny uderzyli na czerwonoskórych. Z pomocą szesnastostrzałowych karabinów, wkrótce ułatwili się z indyanami. Oblubieniec był ocalony, ale bohaterska Nelly otrzymała śmiertelny postrzał w piersi, z ręki uciekającego indyaniną. Konającemi ustami pożegnała się z oblubieńcem, ze swemi „ojcami“ i zmarła. Odtąd oblubieniec przestał już złoto kopać, traperowie porzucili myśliwstwo, i całe swe życie poświęcili tylko zemście. Wielu już indyjskich obozowisk popioły wiatr rozwiał, wielu wojowników poszło polować na niebieskie stepy do wielkiego ducha, wiele zginęło skwawów i dzieci, ale mściwi traperowie
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.