tam gdzie wilk mieszkał, duchowny pasie owieczki — i hejże ha! owa ludzka gonitwa za wszystkiém, co wydaje się szczęściem, gonitwa tak skuteczna, jak psa za własnym ogonem.
Ale nim te wszystkie szopenhaurowskie i hartmanowskie myśli przeszły mi przez głowę, zrobił się dzień prawie zupełny. Światło w wagonach stawało się coraz więcéj różowe, aż wreszcie omdlało zupełnie. Zbójeckie twarze awanturników wydawały się blade i pomęczone: tymczasem pociąg stanął: dojechaliśmy do Ketchum, małéj stacyi leżącej na skraju Jowy, niedaleko od Omaha.
I tu czekały nowe tłumy awanturników, tak że musiano przyprzęgać wagony, co zabrało sporo czasu. Była to dla mnie prawdziwa radość połączona z niespodzianką, w Kotchum bowiem ujrzałem po raz pierwszy dzikich indyan.
Wysiadłszy z wagonu, natychmiast dostrzegłem o kilkanaście kroków od stacyi sporą kupkę ludzi, tworzących koło i przypatrujących się czemuś z ciekawością. Spytałem coby to miało znaczyć? Odpowiedziano mi, że jestto poselstwo Siouxów, jadące na wschód do Granta, lub co prawdopodobniéj do gubernatora Jowy, lub nakoniec jakiegoś generała, głównodowodzącego wojskami koło Blak-Hills. Inni twierdzili, że są to indyanie wezwani na wystawę do Filadelfii. Wyszukałem mego francuza, który umiał po angielsku, po siouxowsku, słowem: Bóg wié po jakiemu, i obaj pobiegliśmy natychmiast do indyan. Sześciu wojowników, nie młodych już, siedziało w kuczki, koło ogniska, ułożonego z suchych wrzosów. Ubrani byli potrochu w skóry, a potrochu w lichą odzież europejską, lub w derki z literami U. S. (United States), które rozdaje im rząd Stanów. Niektórzy mieli włosy rozpuszczone, równe, proste, czarne i twarde;
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/164
Ta strona została uwierzytelniona.