chałupy. Budowa taka może być zresztą zupełnie wystarczającą, ale w żadnym razie nie zasługuje na to, ażeby ją za ósmy cud świata uważać.
Wyjechawszy ze śnieżnego domu, mamy przed sobą wspaniały widok. Na prawo od pociągu widać jak na dłoni Czarne góry (Black Hils), do których przez Omaha i Sioux-City pojechało tylu ludzi. Jestto osobna grupa, stojąca na równinie oddzielnie od innych pasm, tak jak nasze Tatry. Wśród krajobrazu przypruszonego śniegiem, i na tle ołowianego nieba góry te istotnie wydają się czarne jak noc, a przytém mroczne jakieś, tajemnicze i groźne. Tylko wierzchołki najwyższych szczytów pokryte są śniegiem, zresztą czarna ich barwa nie ma nawet śladu tego błękitnego odcienia, który miewają zwykle góry. W téj chwili są one świadkami strasznych dramatów rozegrywanych między czerwonoskórymi a białymi[1].
Przybywamy wreszcie do Cheyenne. Cała ludność stacyi jest zgorączkowana i wzburzona. Jedni przez drugich opowiadają nam, że wczoraj miała miejsce bitwa górników ze Siouxami, w któréj górnicy ponieśli porażkę; stracili ośmiu zabitych i kilkunastu rannych a prócz tego wszystkie konie, woły i zapasy żywności. Prawdopodobném jest, że nim przez Omaha i Sioux-City dostawią nowe zapasy, zapanuje między nimi głód i nędza, przez Cheyenne bowiem zapasy iść nie
- ↑ W chwili, w któréj to piszę (druga połowa lipca), w Czarnych górach i ich pobliżu, wojna wre już na dobre, nie między górnikami i indyanami, ale już między rządem Stanów Zjednoczonych i temiż. Wedle ostatnich depesz, wojska pod wodzą generała Custer, poniosły dotkliwą klęskę.