Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/197

Ta strona została uwierzytelniona.

I budziliśmy się... w Tuano.
Wkrótce wielka zażyłość zapanowała między mieszkańcami naszego wagonu. Razem chodziliśmy na obiad, wieczorem pijali herbatę w wagonie, i potém do godziny zwykle jedenastéj, śpiewaliśmy chórem narodowy amerykański „Georgia-marsh,“ potém murzyn Charles urządzał łóżka i szliśmy spać.
We dnie program również był postanowiony. Rano: strzelanie z rewolwerów; nagroda dam: pomarańcza. Udało mi się pozyskać ją zaraz drugiego dnia. Po strzelaniu spacer koło wagonów i turniéj damski, polegający na chodzeniu po szynach. Dama, która najdłużéj utrzyma się na szynie i przejdzie największy kawał drogi, otrzymuje nagrodę gentlemanów: pomarańczę.
Trzeba było widziéć nasze ladies, jak podkasawszy sukienki, szły ze sobą o lepsze i obsuwały się co kilka kroków na ziemię.
Nakoniec czwartego dnia, ktoś puścił wieczorem wieść, że w nocy pojedziemy. Z radości zaimprowizowaliśmy pick-nick, który odbył się bardzo uroczyście u piekarza; potém, pełni najlepszéj nadziei, położyliśmy się spać i nazajutrz rankiem rozbudzili się... w Tuano.
Tym razem upadliśmy już na duchu, bo groziło nam jeszcze i inne niebezpieczeństwo. Oto w Tuano kończyły się zapasy żywności. Był jeszcze dostatek sucharów, cukru, kawy, herbaty i kalifornijskich jabłek, ale mięsa poczęło już brakować, przyjść zaś z Ogden nie mogło, bo i od Ogden droga była zasypana.
Na szczęście, tegoż dnia wieczorem przyszła już pewna, bo telegraficzna wiadomość, że lokomotywy