się tylko przez nią. Poza nią nikt nic nie wié, nikt nic nie umié. Ów świat wyższy pisze, sądzi, mówi, wytwarza opinię społeczną, wydaje dzienniki napełnia galerye obrazów, biblioteki, teatra: słowem, jest całą cywilizacyą, poza którą istnieje ogromna mętna fala ludzi, żyjąca życiem mniéj więcéj fizyczném, nieuobyczajona, ciemna, gruba.
Gdybyż, przynajmniéj, do owego świata wyższego, w każdém społeczeństwie europejskiém należały całe miliony ludzi: połowa, czwarta, ósma, dziesiąta wreszcie część ogólnéj liczby, możnaby przynajmniéj powiedzieć, że zakres jego nie jest zbyt szczupły. Ale zobaczmy, że tak nie jest. Wprawdzie obliczyć dokładnie, kto należy do świata wyższego a kto do „prostego,“ trudno, można jednak postawić cyfry przybliżone, wziąwszy za podstawę większą lub mniejszą zamożność pojedyńczych jednostek. Podstawa taka będzie racyonalną, gdyż łatwo zrozumieć, że kształcić się tak naukowo jak i estetycznie, mogą ci tylko, którym pozwalają na to środki. Otóż mam w téj chwili pod ręką niezmiernie ciekawą książkę, w któréj przytoczony jest urzędowy pruski wykaz z roku 1851, uczyniony przy wprowadzeniu podatków od dochodu. Z wykazu tego okazuje się, że w całych Prusach, mających naówczas siedemnaście milionów mieszkańców, tylko 44,408 osób miało więcéj jak tysiąc talarów rocznego dochodu[1]. Przyjmując dla okrągłości cyfrę 50,000, czy wiecie czytelnicy co ta cyfra znaczy? oto, że naukę, literaturę, sztuki piękne, opinię publiczną, uobyczajenie, słowem całą tę kwint-essen-
- ↑ Cyfry te podał urzędowy ad hoc komitet, zostający pod prezydencyą rzeczywistego tajnego radzcy Dieterici.