Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/219

Ta strona została uwierzytelniona.

świeżo przybyli z Europy i popychani do tego nędzą. Jasném jest, że wykroczeń tych na karb społeczeństwa amerykańskiego brać nie podobna. Nie mówię także o stosunkach na pograniczach indyjskich, czyli na kresach. Na kresach bowiem nie istnieje żadna organizacya społeczna; niéma miast, instytucyi, praw: słowem są to krainy dzikie, i których jednostka zostawiona saméj sobie i swemu karabinowi, nie żyje społecznie. Żadne zatém dobro ogólne, ani porządek publiczny, nie ograniczają jéj samowoli i jéj namiętności. Ciągła wojna ciągłe niebezpieczeństwo, napady, odwety, i całe otoczenie dzikie a surowe, zaostrzają jeszcze indywidualne namiętności, które téż wyrastają do olbrzymich rozmiarów. Ale téż nie może być inaczéj. Przypomnijmy sobie tylko dawnych naszych kresowców, osiadłych na pograniczach i szlakach tatarskich, a będziemy mieli podobny obraz. Mimo usposobienia ludzkiego, przeważającego w dawném społeczeństwie, kresowcy byli to mężowie waleczni, ale téż kochający wojnę i rozlew krwi, srodzy, burzliwi i pochopni do awantur. Tu w Ameryce dzieje się toż samo, a nawet w większym stopniu, témbardziéj, że ludność kresowa składa się z piany społecznéj, z ludzi, którzy albo pod prawem wyżyć nie mogli, albo téż musieli przed niém uchodzić w pustynią, gdzie żadne oczy, prócz gwiazd niebieskich na nich nie patrzą. Stanowią oni tam nie społeczeństwo, ale zaczyn społeczny, który fermentuje, bo musi fermentować.
Ileż razy zdarzy się czytać w historyi, że pierwotną zasadą bytu w tworzeniu się społeczeństwa, był rozbój. Tak Livius pisze o początkach Rzymu, że pierwotna jego ludność była to „pastorum, convenarumque