Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/224

Ta strona została uwierzytelniona.

i oto przed nami porządny dom otoczony tamaryndami, drzewem pieprzowem, winogradem, brzoskwiniami; w korallu przy domu krowa, koń jeden lub dwa; daléj widać stogi kukurydzy, jęczmienia i t. d. Wreszcie drzwi się otwierają i amerykański biédak wychodzi na nasze spotkanie. Prawda, ma na sobie tylko spodnie, buty i koszulę, ale tu nikt nie chodzi inaczéj. „Halo! gentlemen!“ mówi gospodarz i zaprasza nas do środka. Halo! odpowiadamy i wchodzimy. W domu izb kilka. W jednéj dostrzegam, że cała podłoga, według obyczaju amerykańskiego, okryta jest dywanem; stoi stół, krzesła na biegunach i inne jakie takie sprzęty; w następnych statki gospodarskie, łóżko zajmujące pół izby, na którem cała rodzina pomieścić się może: biéda jakoś nie kole w oczy. Czy ten człowiek nie ma co jeść? Ale gdzie tam, jada trzy razy na dzień mięso i pija przytém wino, bo to najtańszy tu napitek. Dlaczegóż więc mówicie, że biedny? Bo nie ma ani stu dolarów leżących pieniędzy. Mój Boże! iluż ja znam w Warszawie literatów, adwokatów, doktorów, iluż wreszcie po wsiach obywateli wiejskich, którzy nie mają stu talarów gotówki. Ale u nas nie to nazywa się biédą, a przynajmniéj nie to nędzą. Nędza mieszka w suterynach: jada raz na dzień lub dwa, nie widuje mięsa, chyba przez szybę w wystawach rzeźniczych; nędza u nas kłapie zębami z zimna, puchnie z głodu, żebrze, kradnie, rozbija: pokażcie mi taką nędzę!
O! cóż znowu! takiéj u nas nie ma. Pan Brown, Harrison lub Down jest biédny, ale nie jest nędzarzem. Biédnym jednak słusznie go nazywają, bo nie ma gotówki, a może ma i długi, za które zabiorą mu wszystko.