Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/238

Ta strona została uwierzytelniona.

ma różę w kostce; pija wódkę zasłoniwszy się kilimkiem, i na wszelkie pytania odpowiada wiecznie jedno: „kaj się wstydom!“ Sielankowa ta wstydliwość nie stoi zresztą na przeszkodzie pewnym również sielankowym zajściom na świeżém sianie. To tyczy się uobyczajenia. Chloe nie umie przytém czytać, pisać; nie rozumie absolutnie co się koło niéj dzieje, a świat w jéj oczach odbija się tylko zewnętrznie, tak jak niebo w wodzie. Do jéj mózgu nie dochodzi nic. Teraz tedy z jakąż kobiétą mam porównać amerykankę? Powiecie z przeciętną: to się znaczy nie istniejącą w rzeczywistości; wreszcie bądźcie łaskawi to przecięcie uczynić, bo ja go zrobić nie umiem. Jeśli chodzi o przeciętną amerykankę, to inna rzecz. Wyłączywszy sawantki i kilkaset indywiduów, które podróżując po Europie wyrobiły się na kobiety europejskie, wezmę pierwszą lepszą i powiem: oto typ. Otóż powtarza się toż samo, o czém mówiłem pisząc o oświacie w Ameryce. Brak tu tak wybitnych różnic jak u nas. Rozwinięcie umysłowe i uobyczajenie nie są tu arendą jednéj tylko klassy. Każda kobiéta umie tu czytać, pisać, czytuje gazety, ma jako tako rozwiniętą głowę, wszystkie ubierają się jednakowo, t. j. przynajmniéj jednym krojem i jedną modą: wszystkie nie różnią się zbytecznie obyczajami, t. j. tak pod względem intellektualnym, jak i estetyczno obyczajowym stoją niżéj od niewielu naszych kobiét, a wyżéj od całéj massy.
Ale na podróżnikach, którzy, jak się to najczęściéj zdarza porównywają tutejsze kobiety wyłącznie z jedną tylko klassą kobiét w Europie, robią one powszechnie ujemne wrażenie. Oto dlaczego np. panna Krystyna Narbutt malowała tak sadzami tutejszy świat