tém zawadyaka, patrzy tylko, czy niema blizko jakiego drozda lub błękitnika, żeby zaraz z nim zrobić awanturę. Ale oto mądry drozd, czyli tak zwany przedrzeźniacz schował się dobrze w liście ricinusu, i z téj kryjówki drażni wszystkie stworzenia, naśladując ich głosy. Czasem zamiauczy jak kot, zaszczeka jak pies, czasem zakwacze jak żaba, to znów przyjdzie mu do głowy kaszlać, kichnąć lub rozśmiać się, jakby miał pomieszanie zmysłów. Sam umié śpiewać, ladaco, prawie tak ładnie jak słowik, ale śpiewa tylko w nocy, w dzień zaś woli przedrzeźniać innych. Indyanie nazywają go za to: ptak-małpa, ale lubią go także wszyscy, ma bowiem niewyczerpany humor. Jestto sobie Gavroche ptaków.
Czarne małe szpaki o szkarłatnych ramionach, napełniają powietrze zupełnie jakby dźwiękiem srebrnych dzwoneczków. W winogradzie smyrgają pstre przepiórki, między któremi samce mają rogi na głowie. Proszę zauważyć: samce tylko. Możnaby z tego wyprowadzić rozmaite złe wnioski o „konduicie“ samiczek, które téż wydają się płoche, zalotne i lekkomyślne. Jestto tém większą ich winą, że małżonkowie są o nie bardzo staranni. Gdy panie jedzą winogrona, panowie czuwają na straży: w razie zaś jeśli zbliża się jakiś kot, albo jaki literat warszawski, sławny zresztą pudlarz, zabłąkany aż w te strony, wykrzykują: „kot! kot“ i całe towarzystwo zmyka co sił na piechotę w pole między kaktusy, które jadowitemi swemi kolcami potrafią zatrzymać wszelką pogoń.
Ludzie tutejsi, z wyjątkiem owego literata, nie robią krzywdy ptakom, nawet bardzo smacznym; owszem kochają je i uważają za pożyteczne, ptaki te bowiem
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/246
Ta strona została uwierzytelniona.