Ludzie wracali gromadami z robót polnych do miasta. Drogą od Pireu szły muły i osły, dźwigając zawieszone po bokach kosze, pełne oliwek lub złocistego winogradu; za nimi, w czerwonych obłokach kurzu, ciągnęły stada kóz krętorogich — przed każdem stadem kozieł białobrody, po bokach psy czujne, z tyłu pasterz, grający na multankach lub cienkiem źdźble owsianem.
Między stadami posuwały się zwolna wozy, wiozące boski jęczmień, ciągnione przez woły leniwe; tu i owdzie mijały się oddziały hoplitów, przybranych w miedź, dążących na nocną straż do Pireu lub Aten.
W dole miasto wrzało jeszcze życiem. U wielkiej fontanny, w pobliżu Poikile leżącej, młode dziewczęta, przybrane w białe szaty, czerpały wodę, śpiewając, chychocąc głośno, lub broniąc się chłopcom, którzy zarzucali na nie pęta, plecione z bluszczów i winokrzewu. Inne, naczerpawszy już wody, z amforami, wspartemi na ramieniu, i ręką, wzniesioną do góry, szły do domów, lekkie i wdzięczne, do nimf nieśmiertelnych podobne.
Łagodny wietrzyk, z równiny attyckiej wiejący,
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.20.djvu/012
Ta strona została uwierzytelniona.