dziwną do niej słabość. Byle go tylko, prosząc o coś, pogłaskała po brodzie, zaraz nazwie ją swą Tritonegeją, córeczką kochaną, wszystko przyrzeknie i na wszystko skinieniem głowy pozwoli.
— Tritogeneja nudzi mnie czasem! — mruknął syn Latony.
— Zauważyłem to i ja, że ona staje się teraz nudna! — odpowiedział Hermes.
— Jak stary perypatetyk. A przytem i cnotliwa do obrzydliwości, zupełnie, jak moja siostra, Artemis.
— Albo, jak jej własne służki, Atenki.
Promienisty zwrócił się ku Argoburcy:
— Drugi raz już wspominasz, jakby umyślnie, o cnocie Atenek. Czy one naprawdę są takie niezłomne?
— Bajecznie, o synu Latony!
— Proszę! — rzekł Apollo. — A czy sądzisz, że jest w tem mieście choć jedna kobieta, któraby się oparła mnie?
— Myślę, że tak!
— Mnie, Apollinowi?
— Tobie, mój Promienisty!
— Mnie, który ją opętam poezyą, oczaruję pieśnią i muzyką?
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.20.djvu/014
Ta strona została uwierzytelniona.