Apollo na słowa nie zważał — poił się tylko głosem i szeptał do Hermesa:
— Ta albo żadna!
Lecz syn Mai nakrył nagle dom, i cudne zjawisko znikło, a Promienistemu zdawało się, że razem z niem nikną gwiazdy, czernieje księżyc i świat cały przesłania się ciemnością krain kimeryjskich.
— Kiedy się zakład ma rozstrzygnąć? — spytał Hermes.
— Dziś, natychmiast!
— Ona pod niebytność męża sypia w sklepie. Możesz tam stanąć na ulicy, przed tą kratą. Jeśli odsunie zasłonę i kratę ci otworzy, ja zakład przegrałem.
— Przegrałeś! — zawołał „W dal godzący.“
I nie tak szybko letnia błyskawica przebiega nocą między wschodem a zachodem, jak on pomknął nad słone fale Archipelagu. Tam uprosiwszy Amfitrytę o pustą skorupę żółwia, nawiązał na niej promieni słonecznych i z gotową formingą powrócił do Aten.
W mieście było już zupełnie cicho, światła pogasły, tylko domy i świątynie bielały w blasku księżyca, który wysoko wypłynął na niebo.
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.20.djvu/020
Ta strona została uwierzytelniona.