O Nervi ledwie kto u nas słyszał. Pegli, San-Remo, Mentona, Monte-Carlo i Nizza, leżące z tamtej strony Genui, przed i za pograniczną Ventimiglią, roją się od chorych, ratujących resztki zdrowia, i od hulaków, tracących resztki mienia — tu jeszcze niewiele osób przyjeżdża: najwięcej Niemców i trocha Anglików. A jednak przyjazd tu łatwy. Ledwie kilka małych stacyi, nawet bez innych nazw, prócz cyfr porządkowych, dzieli Nervi od Genui. Po półgodzinnej jeździe w wagonie, jest się na miejscu, a droga, choć tak krótka, daje już pojęcie o tej Rivierze „di Levante,“ która, ogólnie biorąc, może z tamtą „di Ponente“ iść śmiało w zawody.
Lecz lepiej jeszcze jest jechać z Genui powozem. Więcej się widzi, a strata czasu niewiele większa. Wprawdzie w początku następuje nieco rozczarowania. Chciałoby się prędko wyjechać z miasta, zobaczyć szerszą przestrzeń i morze, a tu pospolita ulica genueńska ciągnie się i ciągnie; wysokie domy, zakrywające morze, zdają się przedłużać bez końca. Sklepy, jak zwykle na krańcach miasta, nędzne, ludność szara, portowa, bez wybitnego typu. Tu i owdzie trochę bielizny i kolorowych szmat na sznurach; w przerwach ulicy puste i zapylone
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.20.djvu/033
Ta strona została uwierzytelniona.