się przy „Zielonym dzbanie.“ Panna w tej pieśni, nim się zacznie w końcu śmiać, z początku płacze i zawodzi po stłuczonym dzbanku żałośnie:
„Mój zielony dzban,
„Stłukł ci mi go pan!“
A pan, — dalej-że ją pocieszać:
„Cicho, panno, nie płacz-że,
„Ja ci za dzban zapłacę!“
Olka przeciągała, jak mogła najdłużej: „Mój zielooony dzban!“ a potem w śmiech, Kleń zaś odrywał usta od oboja i odpowiadał jej, jako pan, z wielkim zamachem:
„Cicho, panno, nie płacz-że...“
I teraz, wspominając po nocy ową dzienną wesołość, wygrywał sobie „Mój zielony dzban“ — i uśmiechał się jeszcze teraz, o ile mu na to pozwalały usta, zajęte dmuchaniem w obój. Ale że mróz był duży i wargi przymarzały mu do panewki instrumentu, a palce całkiem zgrabiały od przebierania po klapkach, więc po chwili przestał grać i szedł dalej, nieco zdyszany i z twarzą w mgle, która powstawała z jego oddechu.