tością! Miłość moja była dotychczas jak zamknięta w ciemnicy roślina. Nagle wyniesiono ją na jasne powietrze, pozwolono jej bujać w słońcu i cieple, więc miara mego szczęścia dopełniła się przez to poczucie. Piłem otwarcie ze źródła dobra i radości. Kochać i więzić w sobie miłość, a kochać i czuć, że się wchodzi w swoje prawo — kochać i brać w posiadanie, to dwie zupełnie różne rzeczy. Nietylko nie miałem, ale nie mogłem mieć o tem pojęcia.
Rodzice, pobłogosławiwszy nas, wyszli i umyślnie zostawili nas samych, abyśmy mogli wypowiedzieć sobie wszystko, cośmy wzajemnie czuli. Ale z początku, ja, zamiast rozmawiać, patrzałem tylko na nią w zachwyceniu, a jej twarz mieniła się pod moim wzrokiem. Rumieńce pokryły jej policzki, kąciki ust drgały uśmiechem, pełnym nieśmiałości i zawstydzenia, oczy miała zamglone, główkę jakby zasuniętą w ramiona — chwilami spuszczała powieki i zdawała się czekać na moje słowa.
Siedliśmy wreszcie obok siebie pod oknem, trzymając się za ręce. Dotychczas była ona dla mnie czemś jakby bezcielesnem, oderwanem, więcej kochanym duchem, więcej drogiem imieniem, więcej
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.20.djvu/082
Ta strona została uwierzytelniona.