Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.20.djvu/087

Ta strona została uwierzytelniona.

rej długiemi smugami błyszczało światło. Łąki były całkiem zalane, zagaje bez liści, czuć jednak już było wiosnę. Przyszła wreszcie chwila zmroku, w której w całym świecie jest wielki spokój. Taki spokój ogarnął wtedy i nas. Po wstrząsających wrażeniach dni poprzednich, czułem jakby wielkie i słodkie uciszenie. Przed sobą miałem kochaną twarz Toli, różową od wiatru, ale także skupioną i ukojoną w tej ciszy wieczornej. Umilkliśmy oboje i tylko patrzaliśmy na siebie, uśmiechając się kiedy niekiedy. Pierwszy raz w życiu zrozumiałem, co to jest szczęście zupełnie niezmącone. Będąc bardzo młodym i przeżywszy mało, nie miałem zapewne ciężkich grzechów na sumieniu, ale, jak każdy człowiek, nosiłem swoje brzemię win, zboczeń i przywar. Owóż w tej chwili to brzemię spadło mi z ramion. Nie czułem w sobie żadnej goryczy, najmniejszej niechęci do ludzi; gotów byłem każdemu przebaczyć, każdemu pomódz, słowem: czułem się zupełnie odrodzony, jak gdyby miłość, zabrawszy mi całą duszę, wlała natomiast we mnie anioła.
I było tak dla tego, że mi pozwolono kochać i oddawano to drogie stworzenie, które teraz siedziało