kosztuje, a jaka przytem pomoc i wygoda! Kamionka, jak każdy chory, pozostawiony samemu sobie, doznawał mnóstwa przykrości i walczył z tysiącami małych nędz, które mu równie dokuczały, jak go niecierpliwiły. Nieraz leżał z głową przekrzywioną niewygodnie po całych godzinach, nim się zebrał na poprawienie sobie poduszki; nieraz w nocy robiło mu się zimno, i byłby dał Bóg wie co za szklankę gorącej herbaty; ale jeśli zapalenie świecy przychodziło mu z trudem, jakże mu było myśleć o zagotowaniu sobie wody? Siostra miłosierdzia czyniłaby to wszystko ze zwykłą siostrom łagodną skwapliwością. O ileż lżej chorować przy takiej pomocy!
Biedaczysko doszedł wreszcie do tego, że o chorobie w takich warunkach począł myśleć jak o czemś pożądanem i pomyślnem i dziwił się w duszy, że nawet dla niego takie szczęście jest dostępne.
Zdawało mu się także, że gdyby siostra nadeszła i wniosła z sobą trochę wesołości i otuchy do pracowni, to może wypogodziłoby się także i na dworze i te dzwoniące krople wilgoci przestałyby go prześladować.
Zdjął go w końcu żal, że odrazu nie zgodził się
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.20.djvu/114
Ta strona została uwierzytelniona.