zbudził się z jakiemś dziwnem wrażeniem, że coś niezwykłego dzieje się w pracowni. Na świecie był brzask. Marmury i gipsy poczęły się bielić. Szerokie, weneckie okno, leżące wprost łóżka, nasiąkało coraz bardziej bladem światłem.
W tem oświetleniu Kamionka ujrzał jakąś postać siedzącą przy łóżku.
Otworzył szeroko oczy i wpatrzył się w nią: była to siostra miłosierdzia.
Siedziała ona nieruchomie, zwrócona nieco ku oknu i z głową pochyloną. Ręce jej były złożone na kolanach — i zdawała się modlić. Chory nie mógł dojrzeć jej twarzy; widział natomiast wyraźnie biały jej kornet i ciemny zarys ramion, trochę wątłych.
Serce poczęło mu bić jakoś niespokojnie, a przez głowę przemknęły pytania:
— Kiedy stróżka mogła sprowadzić tę siostrę i jak ona tu weszła?
Następnie pomyślał, że może z osłabienia coś mu się wydaje, i przymknął oczy.
Lecz po chwili otworzył je znowu.
Siostra siedziała zawsze na tem samem miejscu, nieruchoma, jakby pogrążona w modlitwie.
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.20.djvu/116
Ta strona została uwierzytelniona.