jąca dokoła znaczną przestrzeń. Przewiew, jako w miejscu otwartem, był tam także daleko większy, tam więc Cinna kazał postawić przybraną w hiacynty i kwiat jabłoni lektykę, w której spoczywała Antea. Następnie siadłszy przy niej, położył dłoń na na jej bladych, jak alabaster, rękach i spytał:
— Dobrze ci tu, carissima?
— Dobrze, — odpowiedziała zaledwie dosłyszanym głosem.
I przymknęła oczy, jakby ją ogarniał sen. Nastało milczenie; tylko powiew poruszał z szelestem gałązkami pistacyi, a na ziemi, wokół lektyki migotały złote plamki od promieni, przedzierających się przez liście — szarańcze sykały między kamieniami.
Chora otworzyła po chwili oczy.
— Kaju, — rzekła — czy prawda, że w tej ziemi zjawił się filozof, który uzdrawia chorych?
— Oni tu takich prorokami zowią, — odpowiedział Cinna. — Słyszałem o nim i chciałem go wezwać do ciebie, ale okazało się, iż to był fałszywy cudotwórca. Bluźnił on przy tem przeciw tutejszej świątyni i zakonowi tej ziemi, przeto prokurator wydał go na śmierć, i dziś właśnie ma być ukrzyżowany.
Antea spuściła głowę.
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.20.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.