modzielnych umysłów mieć mogła. Dowiadujemy się z niego, że z chorej nerwowo, a przytem łatwej w stosunkach prababki wyrasta chory ród. Lecz ktoby sądził, że jej newroza odbija się w potomkach, tak, jak to bywa w zakresie fizycznym, w pewien jednolity sposób, w jakiejś przeważnej do czegoś skłonności, lub namiętności, tenby się mylił. Przeciwnie: cudowne drzewo rodzi najróżnorodniejsze owoce. Są na niem różowe jabłka, grusze, śliwki, daktyle, niespliki i co kto chce. A wszystko z powodu babcinej newrozy! Czy tak bywa w naturze? Nie wiemy. Sam Zola nie ma na to innych danych, prócz jakoby wycinków z gazet, opisujących różne zbrodnie, które przechowuje starannie, jako „dokumenta ludzkie,“ i którymi manewruje według własnej fantazyi. I to mu wolno; niech tylko nie sprzedaje nam tej fantazyi, jako odwiecznego i niezmiennego prawa natury. Babka miała newrozę, jej najbliżsi przyjaciele mieli zwyczaj szukać, nie w aptece, lekarstwa na frasunek, więc męscy i żeńscy potomkowie babki są tem, czem muszą być — mianowicie: zbrodniarzami, złodziejami, ulicznicami, porządnymi ludźmi, świętymi, politykami, dobremi matkami, stręczycielkami, bankierami, rolni-
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.20.djvu/205
Ta strona została uwierzytelniona.