drapią. On jest mocniejszy, a ona, jakkolwiek wyłomotał ją i pokrwawił, odczuwa pewną przyjemjemność w tem doświadczeniu na własnej dziewiczej skórze siły męskiej. I w tem jest cały Zola. Ale słuchajmy, bo chwila stanowcza zbliża się. Sam doktor, wysapawszy się nieco, zapowiada ją uroczyście. Czytelnika zdejmuje dreszcz. Czy doktor siłą swego geniuszu rozedrze nocne niebo i pokaże jej pustkę nad gwiazdami, czy siłą wymowy zwali w proch jej kościół, jej wierzenia, jej porywy, jej nadzieje? Mimowoli przychodzi na myśl wiersz:
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie,
Co to będzie, co to będzie?
W ciszy odzywa się nizki głos doktora:
— Nie chciałem ci tego pokazywać, ale tak dłużej żyć nie można, więc czas nadszedł. Podaj mi drzewo genealogiczne rodziny Rougon-Macquartów.
Co? Co?
Tak jest! Drzewo genealogiczne rodziny Rougon-Macquartów! W ciszy zaczyna się czytanie: Była sobie Adelajda Fouque, która miała męża Rougona, a przyjaciela Macquarta. Z Rougona urodził się Eugeniusz Rougon, takoż Pascal Rougon,