takoż Arystydes, takoż Sydonia, takoż Marta. A z Arystydesa urodził się Maksym, takoż Klotylda, takoż Wiktor, a z Maksyma urodził się Karol i na tem koniec; lecz Sydonia miała córkę Anielę, a Marta, która poszła za Moureta, który pochodził z Macquartów, miała troje dzieci i t. d.
Noc przechodzi, blednie, a czytanie trwa. Po Rougonach przychodzą Macquartowie — później potomstwo obu połączonych rodów. Idzie imię za imieniem, nazwisko za nazwiskiem. Występują źli, występują dobrzy, występują obojętni, występują wszelkie stany, od ministrów, bankierów, wielkich kupców, aż do prostych żołnierzy, albo drapichróstów bez zajęcia — wreszcie doktor przestaje czytać — i spojrzawszy swemi oczyma mędrca na siostrzenicę, pyta:
— No, i cóż teraz?
A piękna Klotylda rzuca się w jego objęcia:
— Vicisti! vicisti!
I jej Bóg, jej wiara, jej kościół, jej porywy ku ideałom, jej potrzeby ducha, rozsypują się w proch.
Dlaczego? Na mocy jakiego ostatecznego wniosku? dla jakiej dobrej racyi? Co ją mogło w tem drzewie przekonać, co wywrzeć jakiekolwiek inne
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.20.djvu/210
Ta strona została uwierzytelniona.