wrażenie, prócz wrażenia nudy? Dlaczego z ust jej nie wyszło pytanie, które narzuca się nieprzeparcie czytelnikowi: „A więc cóż z tego?“ — Niewiadomo. Nie zdarzyło mi się nigdy zauważyć, by jakikolwiek autor, z przyczyny tak błahej i tak ubocznej, wyprowadzał tak wielkie i bezpośrednie skutki. Jest to coś tak zdumiewającego, jak gdyby Zola kazał rozpaść się w proch wierze i zasadom Klotyldy, na skutek przeczytania jej przez doktora kalendarza, przewodnika kolejowego, listy potraw, lub katalogu jakiegoś muzeum. Dowolność przechodzi tu wszelkie granice i staje się wprost niezrozumiałą. Czytelnik pyta się, czy autor łudzi sam siebie, czy też chce zasypać piaskiem oczy publiczności? I ten punkt kulminacyjny powieści jest zarazem upadkiem i jej i całej doktryny. Klotylda winna była odpowiedzieć, co następuje:
„Twoja teorya nie stoi w żadnym związku z moją wiarą w Boga i Kościół. Twoja dziedziczność jest tak luźną i na mocy jej tak dalece można być wszystkiem, że ona sama staje się niczem — a więc i wszystkie dalsze wnioski, które z niej wyprowadzasz, również oparte są na niczem. Nana, według ciebie, jest ulicznicą, a Aniela świętą; ksiądz Mouret jest
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.20.djvu/211
Ta strona została uwierzytelniona.