by i w rozłączeniu mężem i żoną, nie przestaliby do siebie należeć; — ponieważ nie wzięli, więc z chwilą jej odjazdu, on staje się sobie nieżonatym, jak dawniej, doktorem Pascalem, ona — uwiedzioną panną Klotyldą. Jeszcze za czasów ich wspólnego pożycia wynikają z tego tysiące przykrości i chwil istotnie dla obojga rozdzierających. Razu pewnego np., Klotyldą wpada, cała we łzach i płomieniach, a gdy przerażony doktor pyta, co jej się stało, odpowiada:
— Ach, te kobiety! Idąc cieniem, zamknęłam parasolkę i miałam nieszczęście potrącić jakieś dziecko. Wówczas wszystkie napadły na mnie i poczęły wykrzykiwać takie rzeczy!... och, jakie!... że nigdy nie będę miała dzieci, że to nie dla takich ścierek, jak ja!... i inne jeszcze, których powtórzyć nie mogę, nie chcę, których nawet nie zrozumiałam...
Pierś jej podnosiła się łkaniem, on pobladł i chwyciwszy ją w ramiona, począł okrywać jej twarz pocałunkami, przyczem mówił:
— To moja wina, ty przeze mnie cierpisz! Słuchaj, pojedziemy gdzieś daleko, gdzie nikt nie bę-
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.20.djvu/215
Ta strona została uwierzytelniona.