Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.20.djvu/218

Ta strona została uwierzytelniona.

dziecko bez nazwiska, tem uznaje je bardziej. Na tem kończy się cykl Rougon-Macquartów.
Lecz ten koniec jest nową niespodzianką. Oto leży przed nami dziewiętnaście tomów, a w nich, jak mówi sam Zola, „tant de boue, tant de larmes... C’était à se demander si, d’un coup de foudre, il n’aurait par mieux valu balayer cette fourmilière gatée et miserable...“ I prawda! Ktokolwiek owe tomy przeczyta, ten nie może dojść do innego wniosku, tylko, że życie jest rozpaczliwym i ślepym mechanicznym procesem, w którym na większą niedolę ludzką trzeba brać udział, bo uniknąć go niepodobna. Błoto przeważa w nim nad zieloną murawą, zgnilizna nad czerstwością, trupi zapach nad wonią kwiatów, choroba, obłąkanie i zbrodnia — nad zdrowiem i cnotą. To Gehenna nietylko straszna, ale i obrzydła. Włosy wstają na głowie, a jednocześnie ślina napływa do ust i rzeczywiście narzuca się pytanie: czyby nie lepiej było, gdyby piorun zmiótł „cette fourmilière gatée et miserable?“
Innego wniosku być nie może, inny byłby wprost szalonem zboczeniem umysłowem, prostem złamaniem praw rozumu i logiki. A teraz, czy wiecie,