Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/017

Ta strona została uwierzytelniona.
—  7  —

sądzić, że spoglądam np. z wieży Św. Guduli na okolice Brukselli, tak kraj był uprawny, tak podobny do jednego ogromnego ogrodu i tak gęsto zasiedlony. Między miastami farma bielała przy farmie; to znów młyny wodne, to wietrzne studnie, podobne do naszych wiatraków; to płuczkarnie złote, długie po kilka mil angielskich, a wszystko to utulone w zieleń mirtów, cyprysów i drzew gumowych; zatopione w zwojach bluszczów, ljanów, dzikiego wina, lub zdobne palmami rozpościerającemi nad ludzkiém siedliskiem, nakształt opiekuńczych ramion, swoje szerokie liście.
Ale zstępując od San-Francisco ku południowi, aż do San-Diego, ten ucywilizowany, zaludniony i uprawny szlak zwęża się coraz bardziéj. Przyczyną tego nie jest mniejsza urodzajność gleby, bo przeciwnie, brzeg morski zamieszkały, mniéj jest żyzny od pustych jeszcze canionów górskich; nie żyzności więc ziemi szuka ludność tutejsza, ale przedewszystkiem blizkości miast, zwłaszcza portowych, w których mogłaby znaleźć łatwy zbyt owoców swojéj pracy, i dlatego téż kupi się głównie koło brzegów. Najważniejszą jednak przyczyną jest mała, na ogół wziąwszy, ludność Kalifornii. Na sześć tysięcy mil kwadratowych jest tylko siedmset tysięcy mieszkańców, wobec czego nie jest rzeczą ani nienaturalną, ani dziwną, że odleglejsze ziemie, choćby nad wszelki wyraz hojne i bujne, nie są jeszcze zajęte.