ludźmi ogromnéj siły i niepospolitego hartu ducha. Możnaby rzec, że cywilizacya wysyła swoich atletów, aby jéj torowali drogę w puszczy. Powyższe jednak przymioty skwaterów w terytoryach zamieszkałych przez dzikich indyan, przeciwważone są przez wady, które czynią z tych przodowników postępu ludzi arcy niebezpiecznych. Krwawe zajścia z czerwonoskórymi i potrzeba używania co chwila noża lub rewolweru, rozwijają w nich dzikie namiętności i okrucieństwo, a przytém szorstkość posuniętą do grubijaństwa, z niepewności zaś jutra, wyradza się lekkomyślność. Właściwie nawet mówiąc: skwater w New-Meksyku, Aryzony, Indyan-Terytoryum nie jest osadnikiem, ale trzebicielem lasów. Zebrani w oddziały po kilkudziesięciu ludzi wynoszące, skwaterowie tamtejsi wyszukują nietkniętych siekierą puszcz, i niedbając zresztą czy takowe należą do indyan, czy do rządu, czy nakoniec do prywatnych kompanii, wyrąbują je, ładują w postaci tratew i galarów na fale Red-River, Rio-Colorado, Rio-Grande i spławiają do miast najbliższych. Po sprzedaniu drzewa, skwater, czując kieszenie wyładowane złotemi dwudziestodolarówkami, oddaje się pijaństwu i absolutnemu próżniactwu w mieście lub najbliższéj wencie, dopóty, dopóki nie straci ostatniego centa, a potém dopiero, goły już jak mysz kościelna udaje się znów na pustynię.
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/024
Ta strona została uwierzytelniona.
— 14 —