Nie potrzebuję dodawać, że życie takie pełne jest często bardzo krwawych wypadków.
Pustynia nie jest tak bezludna, jak się na pierwszy rzut oka wydaje. Prócz skwaterów włóczą się po niéj traperowie, to jest ludzie robiący sobie rzemiosło z polowania i awantur; wakerosi, to jest strażnicy stad lub karawan kupieckich; prości drapichrustowie, czasém górnicy, a nakoniec, w peryodzie wędrówek bawołów, większe i mniejsze oddziały indyan polujących na te zwierzęta, a gdzie się da, i na skalpy.
Skwaterowie stykają się ustawicznie z tymi ludźmi. Czasem przyjaźnią się z nimi i piją w wentach leżących na szlakach; czasem zasię, przy sangwinicznym temperamencie i pochopności do bójki stron obu, przychodzi do formalnych bitew, staczanych z indyjską przebiegłością, a z zawziętością średniowieczną. Przytém wogóle skwater, czując się silnym, wolnym jak ptak, słowem: królem pustyni, pogardza wszystkimi innymi ludźmi, i w zetknięciu się z nimi jest zawadyaką i brutalem, z którym niepodobna się nie pobić. Wyzywa wszystkich; nie boi się nikogo i niczego, drży tylko przed jedną na świecie istotą, przed tak zwanym: „uncle lynch,” wujaszkiem lynch, jak powszechnie nazywają na pustyni straszne to prawo.
Sama nazwa: „uncle,“ wujaszek, dowodzi, że skwaterowie uosobili owo pojęcie, z humorem, ale niemal w tenże sam sposób, jak hindusowie siłę
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/025
Ta strona została uwierzytelniona.
— 15 —