tak zwanych: „bowie-knifes” (boi najf), od których indyanie przezwali białych: „długie noże.” Przytém i otoczenie mogło przypominać przedhomerowe wąwozy Pindu lub Aety. Niedaleko nóg naszych płynął z szelestem po kamieniach potok; naokół ogromne złamy kamieni, o które poopieraliśmy się plecami; w środku ognisko rzucające krwawy blask na poblizkie dęby rosnące w rozpadlinach skalnych, a daléj złowroga mroczna głąb’ puszczy.
Skwater, od czasu do czasu dorzucał suchych gałęzi laurowych, a wtedy w ognisku powstawał trzask, iskry sypały się złotym deszczem i biegły gasnąć w ciemnościach, a podsycony płomień buchał do góry i oświecał nasze twarze, nasze karabiny i nasze psy siedzące opodal i odprowadzające łakomemi oczyma każdy kawałek mięsa, który nieśliśmy do ust.
Chwilami zdawało mi się że jestem na jakiéj romantycznéj operze, w któréj sam śpiewam barytonową rolę alpejskiego rozbójnika. Zaczynało się téż istotnie dla mnie życie nowe, w którém z czasem rozmiłowałem się do tego stopnia, że jeśli przyjdzie mi późniéj zamienić je na inne, uczynię to ze smutkiem i z niechęcią.
Księżyc świecił nad naszemi głowami tak, jakby chciał z własnéj powieki wyskoczyć; promienie jego łamały się na szczytach drzew z odblaskiem ogniska; opodal szumiała puszcza; strumienie jęczały po kamieniach; z ciemności dochodziły gło-
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/038
Ta strona została uwierzytelniona.
— 28 —