Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/041

Ta strona została uwierzytelniona.
—  31  —

ce się przykrzą. Mam także zapasy suszonéj jeleniny, ale i to nie lepsze. Jeśli więc sir zechcesz, jak to czynią wszyscy podróżnicy, polować, to nietylko czasu mi oszczędzisz, ale będziesz mnie jeszcze karmił świeżém mięsem.
— Zresztą, inna rzecz gościnność w mieście — przerwał Neblung — a inna w canionach. W mieście daję gościowi stancyę, za którą mógłbym wziąć pieniądze, daję mu brekfest, lunch i obiad; to wszystko kosztuje, a tu? gość to dwie ręce, i jeden karabin więcéj, a przytém towarzystwo ludzkie coś warte. Dżak, jabym się tu wściekł, żyjąc tak samotnie. Jakim się to sposobem dzieje, Dżak, że ty się nie wściekniesz także?
— Przyzwyczaiłem się — odparł skwater — ale przecież czasem bywa ciężko, zwłaszcza jak przyjdzie pora dżdżysta i niéma co robić. Wszakże, sir, zabawisz w górach aż do deszczów? — spytał zwracając się do mnie.
Odpowiedziałem że nie wiem, istotnie bowiem i wówczas nie wiedziałem, i teraz nie wiem, gdzie się będę za parę miesięcy obracał. Za rok będę może w Warszawie, a może w San-Pablo. Podróżomania jest jak wszystkie inne nałogi. Pierwszy krok najtrudniejszy, a potém popycha już jakaś dziwna siła, jakby Żyda Tułacza, coraz daléj i daléj.
Ale tymczasem ugoda ze skwaterem stanęła. Potwierdziliśmy ją jeszcze kilkakrotném uściśnie-