znać, że ani Texas, ani Luizyana nie mogą się porównać z Kalifornią.”
Przechodził więc i ten człowiek burze w życiu. Wiatr pomiatał nim jak liściem, aż nakoniec rzucił go w to leśne zacisze, w którém nie wiem już, czy praca była większa, czy spokój. Czasem samotnik ten po parę miesięcy nie widywał twarzy ludzkiéj, tak zresztą jak i inni skwaterowie. W czytaniu nie szukał rozrywki, bo jakkolwiek wykształcony na wzór innych amerykanów, nie był jednakże z książkami obyty. Było to może dla niego i lepiéj, rozwinięte bowiem życie wewnętrzne, a z niém rozpamiętywania i myśl, skłonna do zagłębiania się w zagadki wszechbytu, doprowadziłyby go zapewne do drugiego bankructwa, stokroć dotkliwszego niż poprzednie. Filozof, na jego miejscu, byłby sobie powtarzał: oto zamknąłem rachunki z życiem; zawinąłem po burzy do portu: jestem spokojny. I byłby sobie powtarzał to dopóty, dopókiby nie zmierził sobie téj myśli, nie doszedł do nudy, zniechęcenia i przekonania, że wszystko jest czczém i marném i niewartém zachodu. A już wtedy o pracy nie byłoby co i mówić. Ale ten prosty człowiek nie zapładniał sam siebie filozoficzną czczością: nie rozumował! Rankiem brał siekierę i szedł w puszczę, potém z karabinem czołgał się w górzystych gardzielach, potém gotował strawę, opatrywał dobytek; nie miał może samowiedzy swego spokoju, ale owe codzienne sprawy jego
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/048
Ta strona została uwierzytelniona.
— 38 —