Wytrzymałem. Skwater nie napróżno ostrzegał mnie, że jelenie używają tego manewru, dla wywabienia z zasadzki drapieżników, mogących czyhać przy wodzie. Jakoż po chwili zwierz zaczął zstępować znowu, i znowu usłyszałem spadający żwir i kamienie; ale wszystko to odbywało się wcale nie prędzéj, jak poprzednio. Dawno już cierpliwość moja nie była na tak wielką próbę wystawioną. Ręka mdlała mi od trzymania karabina: serce biło... Yardów pięćdziesiąt! czas już! szepcze niecierpliwość. Yardów czterdzieści... trzydzieści, sam skwater musi się tam już dziwić, że nie strzelam! Yardów dwadzieścia pięć! nie mogę dłużéj: pociągnąłem za cyngiel!
Huk wstrząsnął echem w skałach, niby wystrzał armatni. Trafiony stożkową kulą, zwierz stoczył się jak kamień na dno strumienia.
All right! — rzekł skwater.
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/058
Ta strona została uwierzytelniona.
— 48 —