z całego pnia wyrabialiśmy tylko jednę deskę, tak ciężką i niezgrabną, że zaprawdę podobniejsza była do cokolwiek zcienionéj belki, niż do deski. Gdy nakoniec skielet dachu z krokwi stanął, przybijaliśmy te deski poprzecznie długiemi gwoździami. We dwa tygodnie wyrobiliśmy dziesięć szerokich łat, że zaś Dżak miał ich już przeszło dwa razy tyle przygotowanych, w tydzień więc skończyliśmy z dachem i chata była gotowa. Spoglądaliśmy z dumą i zadowoleniem na nasze dzieło, chociaż, gdyby je mierzyć mniéj pobłażliwém okiem, przedstawiałoby wiele do życzenia. Dom składał się z jednéj izby, mogącéj pomieścić dwa posłania z mchu, kilka czerepów wołowych, i moją pracownię. Drzwi zbudowaliśmy wprawdzie dość prawidłowo, z trzech krótkich desek, i przybiliśmy je na zawiasach zakupionych, wraz z inném starém żelaztwem, przez Dżaka w Anaheim, ale okien szklanych nie było wcale. Dżak nie myślał nawet starać się o nie, albowiem klimat tutejszy usuwa ich potrzebę.
W dzień otwory w tylnéj ścianie przepuszczały aż nadto światła, na noc zaś dla ciepła, zasłanialiśmy je roletami z grubego płótna. Mocny, choć niezgrabny i dostatecznie pochyły dach, bronił od deszczów, zatem i wszystko było jak należy, czyli „all right!” Ukończywszy dom, otoczyliśmy go rowem, broniącym przystępu wężom; zaczém już nie pozostawało nic więcéj, jak obsadzić
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/073
Ta strona została uwierzytelniona.
— 63 —