— Cóż tedy?
— Złoto!
— Gdzie?
— Pójdź pan zobaczyć!
Poszedłem, choć nie uwierzyłem w nie ani na chwilę, gdyby się bowiem tam znajdowało, mieszkańcy osady znaleźliby je oddawna. Przybywszy na brzeg, towarzysz mój ukazał mi nie wielki okrągły kamień, na którego powierzchni połyskiwała żółta, metaliczna krésa. Wtedy uwierzyłem i ja, i daléj w radę, czy przypuścić do tajemnicy trzeciego. Stanęło, żeby przypuścić, bo człowiek był porządny, a wytrawny. Jakoż przyszedł zaraz i objaśnił nas, że owa żółta metaliczna krésa, była poprostu śladem podkutych mosiężnemi ćwiekami trzewików, jakich zwykle używają farmerowie.
Podobne rozczarowania, a szczególniéj z miką, zdarzają się codziennie, témbardzéj, że jéj tu wszędzie pełno. Widziałem jéj mnóstwo na pobrzeżach oceanu w A-Landing, Wilmington i wielu innych miejscach. Strumienie górskie powszechnie nie bardzo w nią obfitują; tam jednak, gdzie brzeg jest piaszczysty, osadza się powszechnie trochę i miki.
Ta, którą znalazłem przy strumieniu, osadzała się szczególniéj w dołkach, wytłoczonych przez nogi zwierząt. Szukałem między temi śladami śladów kopyt mego konia, ale znalazłem tylko mniéj więcéj zatarte wyciski racic jelenich i płytkie, ale szerokie tropy okrągłych stóp, należących zapewne
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/098
Ta strona została uwierzytelniona.
— 88 —