Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.
—  92  —

„U nas, inaczéj! inaczéj! inaczéj!”

Słońce już zaszło, gdy zapukałem do drzwi domu położonego u stóp tarasu. Pokazało się, że mieszkał w nim Mitchel, właściciel stad krowich, a dobry mój znajomy jeszcze z Anaheim. Mitchel przyjął mnie gościnnie i dał wyborne łóżko, które, po nocy spędzonéj na kamieniu w górach, wydało mi się niezrównane.
Nazajutrz, skoro świt, puściłem się z powrotem w góry.

IV.

Dżak posłyszawszy że się zbliżam, wyszedł naprzeciw mnie bardzo uradowany. Koń był już z powrotem. Dżak znalazł go o dziesięć mil w bok od naszego strumienia, w bocznym canionie, gdzie była osada skwaterska niejakiego Plesenta, luizyańczyka, jak i Dżak. Dżak opowiadał mi o nim, że jestto prawdziwy król gór; trzęsie bowiem wszystkimi meksykanami, zamieszkującymi okolicę. Do wpływu takiego doszedł przez swoje bogactwa w pszczołach, trzodach, ale głównie przez żonę, rodem meksykankę, kobietę tak rozumną, że słowa jéj są wyrocznią, tak dla męża, jak i dla wszystkich czarnowłosych jéj kuzynów. Dżak zaproponował mi, abym razem z nim wybrał się do nich, na co zgodziłem się chętnie i, uważając rozmowę za skończoną, chciałem wyjść do konia. Ale