pospolicie wykształcona; stanowiła téż rodzaj wyroczni w swém nawpół dzikiém otoczeniu. Przyjeżdżano do niéj po radę i pomoc z całéj okolicy: z Anaheim, Orenge, a nawet aż z Los Nietos, zkąd była rodem, i gdzie rodzice jéj posiadali znakomite obszary stepu. Wysokiego z linii męzkiéj urodzenia, co dla meksykanów stanowi niemałą wagę, była przez ojca spokrewniona ze wszystkimi meksykanami, przez matkę zaś ze wszystkimi metysami. Stosunkowo znaczne bogactwa przydawały jeszcze blasku i powagi jéj rozumowi i cnocie.
Mąż jéj, również jak i towarzysz mój Dżak, pochodził z Luizyany; przeniósł się zaś do Kalifornii po wojnie domowéj. Był to dżentleman rosły, młodszy o parę lat od żony, o poczciwych niebieskich oczach i łagodnéj, choć energicznéj twarzy. Prócz niego poznałem dwóch jeszcze skwaterów z canionu Madeira, braci Shrewsburych (Szürsbery), starszego Sama i młodszego Lucyusza. Sam czyli Samuel był to doskonały typ amerykanina-pioniera. Wzrostu miał ze sześć stóp, twarz podobną do głowy starego wilka, wejrzenie rozumne ale przebiegłe; ogromne kościste ręce, takież nogi, budowę suchą ale rozwiniętą, znamionującą potężną siłę. Chwilami twarzą i postacią przypominał mi Lincolna, który również był doskonałym typem „yankee” w swoim rodzaju. Mówiąc cokolwiek, Sam wyciągał przed siebie swoje olbrzymie nogi
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.
— 98 —