jeszcze górach, albo pasie trzody na stepach, albo wreszcie prowadzi życie wyrobnicze w osadach.
Za upadkiem fortun i znaczenia, przyszedł upadek moralny. Meksykanie parobcy są doskonałymi, bo wytrwałymi i silnymi robotnikami, ale piją jeszcze lepiéj od irlandczyków; meksykanie koniuchowie i skotarze oddają się po całych dniach szulerstwu w szałasach i sklepowych wentach: meksykanie skwaterowie są to po największéj części próżniacy, żyjący, Bóg wié jak i z czego. Niektórzy trzymają konie, handlują drzewem wycinaném w pustych canionach, wbrew zakazom rządowym: wszyscy zaś skłonni są wielce do bójek, grabieży i złodziejstwa.
Żywioł anglosaski wyrzucił ich z roli, handlu, przemysłu, wyrzucił ich zaś nie przez jakieś środki gwałtowne, przedsiębrane przez rząd, nie przez zakazy wzbraniające w czémkolwiek udziału, ale poprostu przez większą energię, zapobiegliwość i większy dar organizacyjny.
Jest wprawdzie jeszcze w Kalifornii kilkanaście rodzin meksykańskich, które utrzymały się w dawnéj zamożności i znaczeniu, ale te albo roztopią się w nowym żywiole, albo spotka je los reszty współbraci. Zbytek i duma grają niemałą, a dobrze i u nas znaną rolę między owemi „morituri”. Bogaty, choćby niezmiernie bogaty „yankee” jest to zawsze pracownik, parobek; jeśli jest kupcem, siedzi w sklepie, jeśli rolnikiem, sam sieje, orze,
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/113
Ta strona została uwierzytelniona.
— 103 —