jest grzeczność nadzwyczajna, posunięta aż do śmiesznéj ceremonialności. W zwyczajnéj rozmowie, jeden meksykanin nigdy inaczéj nie nazywa drugiego jak „caballero“ (rycerz); jeśli jeden drugiemu zaprzecza, czyni to z wszelkiemi zastrzeżeniami, oddając zwykle sprawiedliwość głębokiemu rozumowi przeciwnika i trafnemu na rzecz poglądowi. Pierwsi lepsi dwaj obdartusi, wchodząc naprzykład do wenty, czyli po naszemu: szynku, czynią na progu wszelkie ceremonie i spory o to, który ma wejść pierwszy; słowem, jeśli, w stosunkach z północnymi amerykanami, podróżnika przywykłego do europejskiéj ogłady razi ich zaniedbanie wszelkich form, w stosunkach z meksykanami znaleźć ich może aż zanadto.
Gdy Plesent zapoznawał mnie z Salwadorami, każdy z tych rycerzy podnosił się kolejno, uchylał kapelusza, w którym często było tyle dziur, ile w dachu żydowskiéj karczmy; następnie, składając ceremonialny ukłon, wyciągał prawicę z taką dystynkcyą, gracyą i poczuciem własnéj godności, jakich nie powstydziłby się żaden galicyjski hrabia. Zauważyłem następnie, że dżentlemani ci, jakkolwiek wszyscy krewniacy, stryjeczni lub nawet rodzeni, nie opuszczali przecie mówiąc ze sobą grzecznego: „ustet“ lub „caballero.“ Sądząc, że nie rozumiem po hiszpańsku, nie chcieli się przedstawiać grzeczniejszymi niż byli w istocie, nie było więc nic udanego w ich rozmowie. Trzymali
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/120
Ta strona została uwierzytelniona.
— 110 —