— Pan nie znałeś siostry mojéj żony? na imie jéj było Monika. Kochaliśmy ją oboje, jak własną córkę. Ach panie! taka była dobra, taka młoda, taka ładna, ważyła przeszło sto czterdzieści funtów! i ot, wąż ją ukąsił i umarła.
Byłem gotów domieszać łzy moje do wspólnéj łzawicy nad losami pięknéj Moniki, gdyby nie ta czysto amerykańska wzmianka o wadze stu czterdziestu funtów, która sprawiła, że musiałem przygryźć usta, aby się nie uśmiechnąć. Chcąc coś powiedzieć, spytałem czy Monika była już narzeczoną? Na to Plesent spojrzał na Lucyusza, który patrzył ponuro w ziemię i nie odrzekł nic. Potém dowiedziałem się, że nie była jeszcze narzeczoną, ale kochali się oboje z Lucyuszem. Co za tragiczne rozwiązanie sielanki! co za powtórzenie smutnych losów Pawła i Wirginii! Lucyusz wyciosał własnemi rękoma trumnę dla kochanki. Na grób jéj nanosił z siłą olbrzyma ogromnych kamieni, aby kujoty nie niepokoiły snu zmarłéj, i między kamienie nasadził dzikich róż. Widziałem potém to miejsce. Róże dzikie przez rok rozrosły się bujnie.... i gdym się zbliżył, chwytały kolcami za moje odzienie, jak gdyby zmarła dziewczyna starała się zatrzymać przechodnia, i prosić o „Zdrowaś Marya!”
Tymczasem na owych gawędkach, śpiewach i rozmyślaniach zeszła znaczna część nocy. Była północ. Kogut począł piać pod szopą, w któréj stał wóz i maszyny pszczolnicze Plesenta. Starszy
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/135
Ta strona została uwierzytelniona.
— 125 —